Dzień oczy otwiera
cały we łzach skąpany
pękła nocy bariera
spadły ciemności kajdany
powietrze pełne wilgoci
która na wskroś przenika
kroplami jak rózgami grzmoci
niczym na wyspach anglika
jakby tego było mało
nieszczęścia chodzą parami
nagle mocno powiało
wiatr strzelił swymi armatami
drzewa co stały dumnie
zgiął w pół jak lokaja
wpadł między liście szumnie
smaga je, strąca i łaja
niczym dziecko piłkę
do góry podrzuca , kołuje
niby kart talijkę
jak gracz wprawny tasuje
deszczu potok niezmienny
z chmur szarego kożucha
zwykły dzień jesienny
brzydka, szara plucha.
IDOL