Katarina04

 
registro: 23/10/2008
Dostępna... tylko na receptę!!! ;-)
Pontos116mais
Próximo nível: 
Pontos necessários: 84
Último jogo
Dados

Dados

Dados
5 anos 247 dias h

Tak, masz rację, jestem dużym dzieckiem...

Tak, masz rację, jestem dużym dzieckiem... Ja nie widzę nic złego w tym, że lubię się śmiać, zawsze czymś się bawię w rękach, że wszędzie mam łaskotki, że lubię kolorowe rzeczy. Nie widzę w tym nic złego i dziękuje, że Tobie to też nie przeszkadza. Ale teraz szczerze się Ciebie pytam: czy jesteś gotowy wiążąc się z dziewczyną, być przy okazji jej opiekunem? Nie jestem taka jak inne dziewczyny, kiepsko flirtuję, ale potrafię kochać, kochać jak dziecko... z całego serca, nie potrzebując powodu, ale musisz też wiedzieć, że będąc ze mną, musisz być niepewnym tego co mi do głowy wpadnie i wiedzieć, że nie łatwo jest sprawić by cokolwiek z niej wypadło... Więc jak? Wchodzisz w to?


Coś o mnie...

jestem: jedyna w swoim rodzaju i nie do podrobienia :)
bywam: wredna
kocham: całą sobą :) 
przebaczam: gdy czuję, że warto
czekam: na Ciebie :)
cierpię: często gdy nie wiem co zrobić, i jak pomyśle po tym jak zrobię
boje się: że może być gorzej niż jest
pragnę: stabilizacji
szukam: tego co zgubiłam, celu w życiu
brakuje mi: piątej klepki :)
wierzę że: umrę
wiem że: nie będę wtedy sama
buduję: swój nowy lepszy świat
uciekam: gdy czuję sie osaczona
tracę: czasami wiarę w ludzi
zyskuje: nowe doświadczenia
znoszę: złote jaja hihi
potrzebuję: żeby ktoś mnie czasem przytulił i powiedział ze kocha i że będzie dobrze... za dużo ?
wątpię że: da sie zmienić kogoś
niszczę to: czego czasem nie chce
marzę że: będę szczęśliwa
płaczę gdy: nikt nie widzi
nienawidzę: kłamstwa i zdrady
nie lubię: gdy ktoś krzywdzi
lubię: uśmiechać się :)
umiem: dochować tajemnicy
chcę: zacząć wszystko od nowa
myślę: no zdarza mi się czasami... hihi
nigdy: się nie poddam
czasem: marudze :)

zawsze: komplikuje swoje życie
ufam: czasem za bardzo
chciałabym: kochać i być kochaną...


Moje ja...

Kim jestem? hmmm... Aniołem, którego nie zna nikt...
Gdzie mieszkam? pośród marzeń.
Jestem szczęśliwa...? gdy czuję, że jestem potrzebna, gdy udaje mi się spełniać marzenia, gdy wiem, że każdy nowy dzień ma sens, że czeka na mnie ktoś i że pomimo wszystkiego mam przyjaciół.
Co posiadam? Jak każdy Anioł kawałek nieba, który jest tylko dla mnie, i gdy jest mi źle mogę do "niego" pójść...
Czego pragnę? Zmienić świat, spotkać kogoś kto by pokochał mnie, usłyszeć ciszę, jakiej nigdy dotąd nikt nie słyszał..
Jestem smutna...? gdy życie się rozpada, gdy przez mnie cierpią bliskie mi osoby i gdy ktoś mnie olewa... Wtedy Ja, by nie czuć smutku, postępuję tak samo.
Nie lubię...? Przede wszystkim nie lubię ludzi fałszywych, chamskich, dwulicowych i tych, którzy swoim kosztem ranią innych.
Kiedyś będę...? Silniejsza. Pewniejsza siebie. Nie dam sobie pluć w twarz i ranić komuś, bo na to nie zasługuje...
Nie potrafię...? zakochać się dla zapomnienia.. Jeśli ktoś raz mnie rozczarował to pamiętam to do końca życia.
Boję się...? samotności. Niektórzy znają mnie taką odważną na to uczucie, ale w rzeczywistości tak nie jest. Nie potrafię żyć z myślą, że mój jutrzejszy dzień zacząłby się od spoglądnięcia w lustro i zobaczeniu siebie bez żadnej osoby obok mnie...
Ne boję się...? śmierci. Jeśli nadejdzie, to będzie koniec. Nie boję się, gdyż wiem, że po tej drugiej stronie będzie zawsze ktoś na mnie czekał...
Kogo kocham? Wszystkich i jeszcze jednego...
Dlaczego? raczej pomimo wszystko....
A czy odejdę? kiedyś na pewno tak, ale teraz jeszcze nie, za wcześnie.. .


Zbyt dalecy...

Tyle strofek, tyle rymów, tyle słów co nic nie znaczą,

tyle myśli zapomnianych, które świata nie zobaczą.

Tyle czynów spełzłych na nic, zagubionych w próżni trwania,

i powrotów i zapomnień, odradzania, umierania.

Spojrzeń wstecz i szans zgubionych,

mrocznych skarg, przysiąg i celów,

jutro kpiąco okiem mruga,

w swym wygodnym tkwiąc fotelu.

Obojętność jak szaruga, pozamyka  czułość w czynie,

długa noc, jakże jest długa, kiedy nadaremnie ginie.

Tyle gniewów nie wybuchłych, tyle law zastygłych w dłoniach,

tyle oków nie zapiętych, na zastygłych, zimnych skroniach.

Tyle różnic nie zdeptanych, tyle prawd ukrytych w sobie,

tak daleko można odejść, tkwiąc uparcie przy osobie.

Jeszcze tylko wyszczerbiony

brzeg kielicha łzę ociera,

zanim z brzękiem swym ogłosi

jak zwyczajnie się umiera.

W niepamięci kruszą sławę dziś bogowie naszych pragnień,

to co było dawniej drogie, odsprzedane wczoraj za mniej.


...

… opisać co czuję? To raczej nie należy do rzeczy możliwych, nie da się opisać tylu myśli, emocji i życzeń, zbyt to wszystko poplątane. Zbyt daleko trzeba cofnąć się w czasie aby dotrzeć do sedna dnia dzisiejszego, zbyt wiele złych tropów po raz wtóry ujrzeć i je osądzić, aby móc spojrzeć na wszystko z dystansu, poprzecinać nitki, które wciąż ciągną się, znacząc ślad na ziemi. I już nie chcę eksperymentować na sobie, pozostawić jak jest, zrzucić losowi ten garb i udawać, że wszystko jest piękne. I nie jest ważne, że wbita zadra wciąż bólem potwierdza swoje istnienie, to można znieść, przyzwyczaić, można żyć udając iż owego bólu nie ma, można wciąż podążać przed siebie i zapominać o własnym cieniu, zagubionym w niedomówieniach, zaplątanym w niedokończone sprawy, w niewypowiedziane słowa. Można odejść tak po prostu i ożyć na nowo we własnym ciele, które wbrew chęciom wciąż będzie kusiło i zadawało kolejny ból innym. A wszystko to po to, aby samemu nie czuć. I tak, każdej nocy robić rachunek sumienia swemu życiu, aby stłamsić bunt sumienia, w drwiącej pokorze pochylać czoło i zabijać poczucie winy, za własną wiarę w przyszłość. I dojść tam, gdzie krzywe zwierciadła ukażą wykrzywioną twarz, gdzie odbicie oczu zawoła: i spójrz we mnie, zanurz się na chwilę w głębinę własnego zatracenia i zrozum siebie, i wytłumacz własnej duszy dlaczego ? Dlaczego na to pozwalasz, dlaczego? I nie ma wytłumaczenia, nie ma przebaczenia, jest tylko osądzenie bez kary. Karą jest życie poszarpane, marzenia zbutwiałe, myśli, jak chwast ukryte pomiędzy ścieżkami wygracowanymi, nie zakwitną, nie ucieszą, nie ujawnią się. Ot i to wszystko co pozostało. I tylko tam, gdzieś, gdzie pierwotny instynkt ukryty w liściach nadziei, gdzie kamienie przeszłości zakotwiczone w podświadomości, gdzie niechcianą burzą radości przebudza się minione, gdzieś tam śnisz jeszcze. W szumie drzew, w śpiewie ptaków odnajdujesz tę jedną chwilę, chwilę, dla której żyjesz. I próbujesz ocalenia, spijasz rosę nie wylanych łez, otulasz w mgłę ostygłe ciało i nie ożywasz. Stajesz na rozstaju przypadkowych dróg, przed połamanym krzyżem doświadczeń żałujesz za grzechy: moja wina, twoja wina – upada  na rumowisko i rozgrzeszenia nie dostępuje. I już nie wybaczasz, jako i tobie nie wybaczono...